Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi art75 z miasteczka Świętochłowice. Mam przejechane 72905.64 kilometrów w tym 2040.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.70 km/h - a co się będę spieszył;).
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy art75.bikestats.pl
http://zaliczgmine.pl/img/maps/map-57-s.png

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
100.07 km 25.00 km teren
05:24 h 18.53 km/h

Sobota, 30 kwietnia 2011 | Komentarze 4

Pierwsze 100 km na składaku, pierwsze 100 km od prawie - wstyd się przyznać - trzech lat!...
Ale jest. Do setki dokręcałem jeszcze dookoła osiedla, cóż czasem człowiek zachowuje się irracjonalnie:)
Uff, nogi mnie bolą i spać się chce, więcej szczegółów i zdjęcia jutro.
Dobranoc

EDIT:)
Widzę, że jest problem ze zdjęciami, photoBS mi nie działa...

na razie link do zdjęć na pisasaweb
Długi weekend się zaczyna, tradycyjnie jedziemy do Teściów na laubę. Tak się składa, że nie dla każdego jest on w 100% wolny, ja muszę być pod telefonem w niedzielę, a M. 2.05. idzie do pracy, w związku z powyższym trzeba jakoś wrócić do domu. Ładujemy bambetle do samochodu, jeszcze rower trzeba upchnąć, pierwotnie myślałem o poziomym ale na myśl o jego rozkręcaniu stwierdziłem, że pójdę po najmniejszej linii oporu i skorzystam z dobrodziejstwa składaka;).
Na miejscu usuwam drobne usterki w samochodzie (poprzepalane żarówki i bezpieczniki). Trzeba skoczyć na stację benzynową po nową żarówkę.
Siup na rower. Jadę do Herbów przez las, którego nie ma (po wichurze sprzed trzech lat), dukty mocno nadwerężone przez ciężki sprzęt usuwający skutki kataklizmu. Żarówka zakupiona, kręcę się jeszcze trochę po Herbach i natrafiam na obiecująco wyglądający szuter, który może byłby fajną alternatywą dojazdu do Kaliny. Jadę…. I pogubiłem się…:) Szuter momentami zamienia się w głęboki piach, potem dojeżdżam do jakiejś bezimiennej zagubionej w lesie wsi, pojawia się asfalt. Z domu dzwonią, że „obiad na stole”, „Już jadę”. Taa, chciałoby się. No to na azymut do Kaliny. Asfalt za wsią się kończy. A im dalej w las tym więcej drzew, i błotka… Docieram do miejsca w którym już byłem, teraz czas na decyzję, nie wracam do Herbów, wjeżdżam w las… Znów błocisko, zwalone drzewa… sporo pchania… wreszcie jakieś odgłosy maszyn… Drogę budują, dowiaduję się, że to droga pożarowa, żeby się na nią dostać, muszę sforsować rów półtorametrowej głębokości, na szczęście bez wody…
Nowo budowaną drogą pożarową dojeżdżam do zabudowań, domyślam się gdzie jestem, ale na wszelki wypadek pytam miejscowych. „Olszyna”. Zgadza się… Już prawie w domu, przynajmniej, wiem którędy do niego dojechać ;). Na stację mam niecałe 2 km, a tu zrobiło się 20..:)
Zbliża się wieczór, czas zacząć myśleć o powrocie do Świętochłowic.
Wyruszam o 18:30. Dzisiaj stawiam na mniej uczęszczane drogi, trochę to wydłuży trasę, ale przynajmniej przyjemniej się pojedzie.
W Kierzkach zatrzymuję się na chwilę, żeby porobić zdjęcia. Jest to wioska, która nie wiedzieć czemu, oparła się boomowi budowy domków na wsi przez ludzi z miasta, zachowując swój charakter sprzed powiedzmy 20 lat.


Jadę pustą szosą (jeden z moich ulubionych odcinków) w kierunku Koszęcina. Sporo motocykli mnie mija, jak się okazuje w Koszęcinie jest zlot motocyklowy. Dalej Kalety, tutaj decyduję się na wariant trasy przez Mikołeskę, Pniowiec, Strzybnicę, Rybną. W Rybnej już dosyć ciemnawo, robię chwilę postoju przy pałacu, w którym odbywa się jakieś weselicho (akurat grają „Banię;)” Piewszy raz widzę pałac w warunkach wieczornych/nocnych, bo "za dnia" już tu bywałem .

Dalej Laryszów. Potem na ogół jeżdżę przez Ptakowice i Miechowice, tym razem obieram jednak kierunek Tarnowice Stare. Przyczyna dość prozaiczna: najbliżej do strefy z oświetleniem ulicznym, jazda w całkowitych ciemnościach nie jest moim ulubionym sportem (światła miałem, oczywiście, aczkolwiek przy samochodach jadących z naprzeciwka świecących różnie ustawionymi reflektorami, to i tak często jechało się po omacku . Przed samymi Tarnowicami dodatkowa atrakcja pod postacią gromady spłoszonych dzików. Nie wiadomo kto był w większym stresie one czy ja. Najpierw usłyszałem chrząknięcie, potem intensywny szelest traw i tupot racic (tętno u mnie – 200/min;)), później dało się dostrzec sylwetki uciekających w las zwierząt.
I nastała jasność, czyli wjeżdżam w oświetlone ulice miasta; wreszcie widać coś więcej niż tylko parę metrów przed rowerem rozświetlane przednią lampką. Kieruję się na centrum miasta (porządny podjazd przed skrzyżowaniem z obwodnicą, nogi już czują te kilometry). Dalej Bobrowniki, Stroszek, w stronę centrum Bytomia. Tutaj jadę śmieszką rowerową wzdłuż ul. Strzelców Bytomskich. Opór, jaki stawia krzywa kostka brukowa, po przejechaniu ponad 80 kilometrów jest jeszcze bardziej dokuczliwy, niż zwykle. Wreszcie dotelepałem się do Świętochłowic, robię jeszcze kółko po osiedlu, żeby wreszcie te 100 km zrobić;).
Ale się rozpisałem, to do mnie niepodobne:).
W poniedziałek jadę z powrotem, ale na poziomce.


Komentarze
Berwing
| 22:19 poniedziałek, 2 maja 2011 | linkuj Gratulacje :) Ja dziś wieczorem na Murckach wypłoszyłem sarnę i parę szaraczków, do tego spotkałem po drodze pawia (za Chełmem śląskim ktoś hodował w zagrodzie :)), dwa konie ( w hotelu dla koni), i całe stado bażantów .
art75
| 18:59 niedziela, 1 maja 2011 | linkuj @djk71: No wreszcie się dało radę:) mam nadzieję, że to nie ostatnia w tym roku, nie ważne na czym, byle pedały miało:)
@razor84: Dzięki, może uda się nawiązać do starych, dobrych czasów, kiedy takie dystanse wpadały częściej:)
razor84
| 12:10 niedziela, 1 maja 2011 | linkuj nie lada wyczyn!!1 :)
djk71
| 05:26 niedziela, 1 maja 2011 | linkuj Wow. Czekam na szczegóły. Widać, że jak się chce to można... i nie rower jest tu najważniejszy...
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa przep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]