Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi art75 z miasteczka Świętochłowice. Mam przejechane 72905.64 kilometrów w tym 2040.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.70 km/h - a co się będę spieszył;).
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy art75.bikestats.pl
http://zaliczgmine.pl/img/maps/map-57-s.png

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

sto i więcej

Dystans całkowity:2440.83 km (w terenie 183.00 km; 7.50%)
Czas w ruchu:109:56
Średnia prędkość:22.20 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:152.55 km i 6h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
176.00 km 15.00 km teren
08:21 h 21.08 km/h

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | Komentarze 0

Wycieczka na Górę Świętej Anny. Wyjazd z Kaliny nie za wcześnie, około 10:40.
Kieruję się na Kochcice, gdzie natrafiam na ulicę o takiej oto "sentymentalnej;)" nazwie:
PRL wiecznie żywy ;) © art75

Znajduje się tu też ciekawy zespół parkowo-pałacowy, aktualnie pełniący funkcję ośrodka rehabilitacyjnego:
Pałac w Kochcicach © art75

Następną miejscowością po drodze są Pawełki a w nich drewniany kościół:
Kościół pw. Matki Boskiej Fatimskiej © art75

Wnętrze kościoła w Pawełkach © art75

Za kościołem wjeżdżam w las i dojeżdżam do Ciasnej, kilkanaście kilometrów dalej przekraczam granicę województwa. W tym rejonie opolszczyzny nazwy miejscowości pisze się w dwóch językach:
Witamy na Opolszczyźnie © art75

Nie wjeżdżam do centrum miasta, zatrzymuję się na chwilę w parku na obrzeżach miasta.
Hotel w dobrodzieńskim parku © art75

Strzelce Opolskie z kościołem Św. Wawrzyńca, średniowieczną dzwonnicą i budynkiem dawnego browaru w tle, teraz funkcjonującym jako restauracja. Ładny zakątek miasta.
Strzelce Opolskie © art75

Stąd już niedaleko zasadniczego celu. Robi się pod górkę...
W drodze... © art75

Wreszcie się wdrapałem na szczyt; troche tu powiewa. Na szczycie wzniesienia, które jest najwyżsżą kulminacją Wyżyny Śląskiej, znajduje się wieś Góra Swiętej Anny i klasztor franciszkański z przyległą bazyliką Św. Anny.
Rynek na Anabergu © art75

Stacja © art75

Dziedziniec Bazyliki © art75

Widok na wschód © art75

Ostatnie spojrzenie w dół (widać koksownię w Zdzieszowicach)...
...i na południowy-zachód © art75

...i zjeżdżam na dół. Komfort zjazdu, to jest to co wynagradza trudy wspinania się rowerem poziomym, choć trwa cztery-pięc razy krócej:)
Już wiem, że tą wycieczkę zakończę po ciemku, staram się jechać jak najkrótszą drogą, ale też nie chcę pchać się na główne drogi, długi weekend się kończy...
opolskie szutry © art75

Most na Kłodnicy w Ujeździe © art75

Jak widać nie wszystkim odpowiadają niemieckie nazwy miejscowości:
Zdjęcie z wycieczki rowerowej © art75

Niezdrowice są ostatnią wsią przed granicą województw. Robi się coraz ciemniej, w Gliwicach zaczyna padać, jeszcze trochę jazdy do domu... Na pięć kilometrów przed Świętochłowicami deszcz przybiera na sile, gdy dojeżdżam do domu, nie ma na mnie suchej nitki...
Tego lata dzień bez deszczu dniem straconym ;)

Dane wyjazdu:
135.85 km 10.00 km teren
06:31 h 20.85 km/h

Niedziela, 12 czerwca 2011 | Komentarze 3

12 czerwca w paru miastach kraju maja miejsce obchody Święta Cyklicznego. W tym roku do tychże miast dzięki staraniom Śląskiej Inicjatywy Rowerowej dołączyły także Gliwice. W takim wypadku należy się tam pojawić:)
Z rana ruszam z Kaliny do Świętochłowic, tak, żeby zdążyć na 11:30 na rozpoczęcie imprezy.
Nad mijanym po drodze zbiornikiem w Olszynie unosi się jeszcze poranna mgiełka:
Olszyna z rana © art75

W domu jestem po 10:00.
Szybko się odświeżyć i jazda do Gliwic, bo już późno. Na placu Krakowskim już pusto (trochę się spóźniłem, ale widzę koniec kolumny rowerzystów paradujących ulicami, więc spokojnie ich doganiam.
Rowerowa parada w Gliwicach © art75

Przejeżdżamy wspólnie przez miasto przy odgłosach dzwonków i trąbek i oczywiście muzyki serwowanej przez audiobikera;) - jest dość głośno ale są to dźwięki znacznie bardziej przyjazne dla ucha niż łoskot opon pędzących aut połączony z jazgotem klaksonów. Paradę kończymy w Parku Chopina pod Palmiarnią, gdzie czeka na uczestników wiele atrakcji a jedną z nich możliwość podziwiania przykładów rowerowej mody, jako, że rowerowa elegancja była jednym z motywów przewodnich imprezy:
Rower i szpilki, czemu nie? ;) © art75

Jak widać, rowerem można pojechać nawet do ślubu;)

Dane wyjazdu:
136.31 km 25.00 km teren
05:55 h 23.04 km/h

Sobota, 14 maja 2011 | Komentarze 4

Rodzinka od wczoraj na wsi, więc ruszam z rana do Nich. Start o 6:15. Jest dość chłodno, w zagłębieniach tworzą się zamglenia:
Poranne mgiełki © art75

Kieruję się na Żabie Doły, potem Piekary i Świerklaniec.
Poranek nad brzegiem zbiornika Świerklanieckiego © art75

Dalej jadę jednym z krótszych wariantów trasy, czyli przez Żyglin do centrum Kalet, Koszęcin i dalej standardowo do Kaliny. Jestem na miejscu o 9:05. Jeszcze się załapałem na śniadanie, bo towarzystwo coś długo dzisiaj spało (choć do nich to niepodobne;)).
Na miejscu regeneracja sił: spacerki z dziecmi, basen (otwarli nowy w Herbach, pszliśmy sprawdzić - łądny), drobne prace przydomowe, obiadek, deserek, ale niestety, wieczorem trzeba się zbierać, jutro muszę być w Świętochłowicach.
Po drodze zatrzymuję się na chwilę w Cieszowej, gdzie znajduje się kilka ciekawych obiektów, m. in. spichlerz:
Spichlerz w Cieszowej © art75

Budynki za spichlerzem niestety w "nieco" gorszej kondycji:
Podupadający zabytek © art75

Spory jest udział starej zabudowy ceglanej:
Cegła ma zawsze swój charakter © art75

Na koniec kościół pw. św. Marcina:
Kościół św. Marcina © art75

Jest jeszcze tutaj cmentarz żydowski, ale w innej części wsi, zajrzę tam kiedy indziej, bo się ściemnia a do domu daleko. Jadę do Koszęcina, dalej Kalety i dzielnice: Kuczów, Miotek, Zielona, potem spory kawałek przez las. Jazda przez las w półmroku dodaje lekkiego dreszczyku emocji, można się natknąć np. na jelenia... Momentami droga jest strasznie wyboista, co mocno utrudnia jazdę, szczególnie, gdy światła dziennego coraz mniej. Cieszę się, gdy dojeżdżam do asfaltu. Można trochę pogonić. Przez Brynicę, (dzielnica Miasteczka Śląskiego, nie mylić z rzeką;)) Świerklaniec, Piekary Śl. i na koniec Bytom dojeżdżam do domu. Na 0,5 km przed domem zaczyna padać deszcz. Mam farta, dzisiaj nie zmoknę;)

Dane wyjazdu:
100.07 km 25.00 km teren
05:24 h 18.53 km/h

Sobota, 30 kwietnia 2011 | Komentarze 4

Pierwsze 100 km na składaku, pierwsze 100 km od prawie - wstyd się przyznać - trzech lat!...
Ale jest. Do setki dokręcałem jeszcze dookoła osiedla, cóż czasem człowiek zachowuje się irracjonalnie:)
Uff, nogi mnie bolą i spać się chce, więcej szczegółów i zdjęcia jutro.
Dobranoc

EDIT:)
Widzę, że jest problem ze zdjęciami, photoBS mi nie działa...

na razie link do zdjęć na pisasaweb
Długi weekend się zaczyna, tradycyjnie jedziemy do Teściów na laubę. Tak się składa, że nie dla każdego jest on w 100% wolny, ja muszę być pod telefonem w niedzielę, a M. 2.05. idzie do pracy, w związku z powyższym trzeba jakoś wrócić do domu. Ładujemy bambetle do samochodu, jeszcze rower trzeba upchnąć, pierwotnie myślałem o poziomym ale na myśl o jego rozkręcaniu stwierdziłem, że pójdę po najmniejszej linii oporu i skorzystam z dobrodziejstwa składaka;).
Na miejscu usuwam drobne usterki w samochodzie (poprzepalane żarówki i bezpieczniki). Trzeba skoczyć na stację benzynową po nową żarówkę.
Siup na rower. Jadę do Herbów przez las, którego nie ma (po wichurze sprzed trzech lat), dukty mocno nadwerężone przez ciężki sprzęt usuwający skutki kataklizmu. Żarówka zakupiona, kręcę się jeszcze trochę po Herbach i natrafiam na obiecująco wyglądający szuter, który może byłby fajną alternatywą dojazdu do Kaliny. Jadę…. I pogubiłem się…:) Szuter momentami zamienia się w głęboki piach, potem dojeżdżam do jakiejś bezimiennej zagubionej w lesie wsi, pojawia się asfalt. Z domu dzwonią, że „obiad na stole”, „Już jadę”. Taa, chciałoby się. No to na azymut do Kaliny. Asfalt za wsią się kończy. A im dalej w las tym więcej drzew, i błotka… Docieram do miejsca w którym już byłem, teraz czas na decyzję, nie wracam do Herbów, wjeżdżam w las… Znów błocisko, zwalone drzewa… sporo pchania… wreszcie jakieś odgłosy maszyn… Drogę budują, dowiaduję się, że to droga pożarowa, żeby się na nią dostać, muszę sforsować rów półtorametrowej głębokości, na szczęście bez wody…
Nowo budowaną drogą pożarową dojeżdżam do zabudowań, domyślam się gdzie jestem, ale na wszelki wypadek pytam miejscowych. „Olszyna”. Zgadza się… Już prawie w domu, przynajmniej, wiem którędy do niego dojechać ;). Na stację mam niecałe 2 km, a tu zrobiło się 20..:)
Zbliża się wieczór, czas zacząć myśleć o powrocie do Świętochłowic.
Wyruszam o 18:30. Dzisiaj stawiam na mniej uczęszczane drogi, trochę to wydłuży trasę, ale przynajmniej przyjemniej się pojedzie.
W Kierzkach zatrzymuję się na chwilę, żeby porobić zdjęcia. Jest to wioska, która nie wiedzieć czemu, oparła się boomowi budowy domków na wsi przez ludzi z miasta, zachowując swój charakter sprzed powiedzmy 20 lat.


Jadę pustą szosą (jeden z moich ulubionych odcinków) w kierunku Koszęcina. Sporo motocykli mnie mija, jak się okazuje w Koszęcinie jest zlot motocyklowy. Dalej Kalety, tutaj decyduję się na wariant trasy przez Mikołeskę, Pniowiec, Strzybnicę, Rybną. W Rybnej już dosyć ciemnawo, robię chwilę postoju przy pałacu, w którym odbywa się jakieś weselicho (akurat grają „Banię;)” Piewszy raz widzę pałac w warunkach wieczornych/nocnych, bo "za dnia" już tu bywałem .

Dalej Laryszów. Potem na ogół jeżdżę przez Ptakowice i Miechowice, tym razem obieram jednak kierunek Tarnowice Stare. Przyczyna dość prozaiczna: najbliżej do strefy z oświetleniem ulicznym, jazda w całkowitych ciemnościach nie jest moim ulubionym sportem (światła miałem, oczywiście, aczkolwiek przy samochodach jadących z naprzeciwka świecących różnie ustawionymi reflektorami, to i tak często jechało się po omacku . Przed samymi Tarnowicami dodatkowa atrakcja pod postacią gromady spłoszonych dzików. Nie wiadomo kto był w większym stresie one czy ja. Najpierw usłyszałem chrząknięcie, potem intensywny szelest traw i tupot racic (tętno u mnie – 200/min;)), później dało się dostrzec sylwetki uciekających w las zwierząt.
I nastała jasność, czyli wjeżdżam w oświetlone ulice miasta; wreszcie widać coś więcej niż tylko parę metrów przed rowerem rozświetlane przednią lampką. Kieruję się na centrum miasta (porządny podjazd przed skrzyżowaniem z obwodnicą, nogi już czują te kilometry). Dalej Bobrowniki, Stroszek, w stronę centrum Bytomia. Tutaj jadę śmieszką rowerową wzdłuż ul. Strzelców Bytomskich. Opór, jaki stawia krzywa kostka brukowa, po przejechaniu ponad 80 kilometrów jest jeszcze bardziej dokuczliwy, niż zwykle. Wreszcie dotelepałem się do Świętochłowic, robię jeszcze kółko po osiedlu, żeby wreszcie te 100 km zrobić;).
Ale się rozpisałem, to do mnie niepodobne:).
W poniedziałek jadę z powrotem, ale na poziomce.

Dane wyjazdu:
174.00 km 6.00 km teren
08:09 h 21.35 km/h

Niedziela, 31 sierpnia 2008 | Komentarze 0

Bystrzyca k/Oławy- Świętochłowice czyli powrót ze Zlotu Rowerów Poziomych

Dane wyjazdu:
135.68 km 30.00 km teren
06:21 h 21.37 km/h

Piątek, 22 sierpnia 2008 | Komentarze 0

Poziomką do Pszczyny, czyli którędy na południe bez wjeżdżania na DK1, a przy okazji bez błądzenia po lesie